Co znajdziesz w artykule
Zastrzeżenie! Psychodeliki są w dużej mierze nielegalnymi substancjami i nie zachęcamy ani nie tolerujemy ich używania tam, gdzie jest to niezgodne z prawem. Akceptujemy jednak przypadki nielegalnego używania narkotyków i uważamy, że oferowanie odpowiedzialnych informacji na temat redukcji szkód jest niezbędne do zapewnienia ludziom bezpieczeństwa. Z tego powodu niniejszy dokument ma na celu zwiększenie bezpieczeństwa osób decydujących się na stosowanie tych substancji.
Jak naprawdę działają psychodeliki?

Niedawno minęło 10 lat odkąd po raz pierwszy przeżyłem swój pierwszy psychodeliczny trip
Był to dość burzliwy czas
Z jednej strony byłem w samym środku najbardziej hedonistycznego okresu w swoim życiu. Chociaż bardziej jego schyłku, gdyż coraz ciężej było mi uciekać przed samym sobą.
Z drugiej strony dość mocno wtedy zacząłem interesować się rozwojem duchowym. Te dwa nurty wydawały się nie do pogodzenia.
Wśród hurtowo wtedy branych używek trafił się jednak magiczny papierek. Nie wiązałem z nim żadnych oczekiwań. Miało być po prostu “grubo”.
I było
Pierwsze doświadczenie psychodeliczne
Jak oniemiały patrzyłem na to jak moje myśli i emocje przechodzą przeze mnie, a ja mogę się im przyglądać tak jakby nie były moje. Do tego jeden wielki kilkugodzinny efekt “aha!” kiedy oglądając retrospekcje ze swojego życia zacząłem rozumieć, dlaczego jestem, jaki jestem i jak to mogę zmienić.
Oczywiście kiedy wróciłem na ziemie dość szybko wciągnęły mnie stare schematy. Nie doświadczyłem żadnej przełomowej zmiany. Spodobało mi się jednak to na tyle, że postanowiłem próbować dalej.
Przenieśmy się nieco w przyszłość. A dokładniej kilka lat i kilkadziesiąt tripów później. To był naprawdę mroczny czas, chyba nigdy nie byłem tak nisko. Nie rozpoczęte studia, rozwalone wszelkie relacje, fatalna sytuacja finansowa, sypiące się zdrowie.
Do tego brak nadziei, że kiedykolwiek będzie lepiej. Co ciekawe, im niżej spadałem tym moje ego stawało się coraz większe. Mój żal do zepsutego świata, który mnie nie “rozumie” skutkował coraz większą frustracją.
Dziś, jestem już w zupełnie innym miejscu. W kilku kontekstach nie uwierzyłbym, że może być tak dobrze. W kilku wciąż jest dużo do poprawy jednak wiem co mam robić i widze światełko w tunelu.
Gdybym mógł cofnąć się o te kilka lat do tyłu i dać sobie wskazówkę przed pierwszym tripem to byłaby to właśnie ta lista.
Na pewno oszczędziłaby mi kilku błędów i wielu naprawdę mrocznych lat.
Mam nadzieję, że również i Ty coś z niej weźmiesz dla siebie.
Psychodeliki są tylko narzędziem

Psychodeliki Ci nie pomogą.
A przynajmniej nie tak jak sobie to wyobrażasz.
Po pierwsze nie każdy doświadczy psychologicznego katharsis. Szczególnie jeśli bierze je bez przygotowania.
Po drugie nawet jeśli po tripie Twój nastrój (pod wpływem między innymi tego co zobaczyłeś) się poprawi to prędzej czy później ten efekt minie. Nie da się go na dłuższą metę podtrzymać na co dzień. Wielokrotnie próbowałem, a im bardziej się starałem, tym czułem się coraz gorzej.
To jednak nie wszystko. Są ludzie, którzy po doświadczeniu czują się gorzej niż przed nim. Mam tutaj na myśli, chociażby nawrót symptomów “dawnej” depresji. Czasem jest to wynik źle przeprowadzonego doświadczenia, a czasem jego chwilowy efekt uboczny.
Oczywiście dzięki Integracji Doświadczenia psychodelicznego można to przekuć w coś pozytywnego, jednak chciałbym tutaj podkreślić, że psychodelików nie można traktować jako “regulatorów nastroju”.
Psychodeliczny balonik
Ostatnio spływa do nas dużo informacji z Zachodu. Mówi się o “renesansie”, “przebudzeniu”, “przełomie” za którym stoi terapeutyczne używanie psychodelików. Nie do końca mi się to podoba.
Oczywiście takie pompowanie balonika jest zrozumiałe w kontekście zmiany prawa. Zresztą podobne stwierdzenia pojawiają i będą pojawiały się przy każdym “nowym” rozwiązaniu.
Problem polega na tym, że my, zwykli zjadacze chleba, szczególnie Ci potrzebujący pomocy jeszcze bardziej upraszczamy ten przekaz i zaczynamy zakładać, że “przełomowa” terapia oznacza terapię skuteczną w stu procentach u każdego człowieka. Niektórzy idą o krok dalej i psychoterapię WSPOMAGANĄ psychodelikami sprowadzają do tripa, którego zrobią sobie w domu jak akurat trafi się wolny weekend.
Żadna terapia, nigdy nie będzie tak działać.
Psychodeliki są jedynie narzędziem, które nieodpowiednio użyte może nie wywołać żadnych efektów, a w najgorszym razie pogorszyć stan biorącego.
Jak wyciągnąć z ich działania jak najwięcej?
Aby wyciągnąć z ich działania jak najwięcej, należy przestać traktować je jak coś, co magicznie ma za zadanie naprawić “zepsutą” głowę, a podejść do tego jak do elementu całego czasochłonnego procesu, który może, ale nie MUSI przynieść spektakularne efekty w dłuższej perspektywie.
Początkiem tego procesu jest zastanowienie się po co chcesz po nie sięgnąć? Czy spróbowałeś już innych metod? Jaki masz plan jeśli okaże się, że w Twoim przypadku psychodeliki nie zadziałają jak powinny albo wręcz pogorszą Twój stan? Co zrobisz z wnioskami, jakie wyciągniesz z tripa?
Jeśli Twoja odpowiedź to “jakoś to będzie” to masz rację.
Tylko czy naprawdę “jakoś” to wszystko, czego chcesz od życia?
Nie polegaj na psychodelikach

Czuję, że jestem na krawędzi. Jeszcze jeden krok od przełomu. Po tym tripie już na pewno będę zmotywowany. Będę wiedział kim jestem i czego chcę. W końcu zrozumiem czego mi ciągle “brak”. Da mi to poczucie jasności i pewności kim chcę być i gdzie chcę zmierzać.
I właśnie tak było. Szkoda tylko, że przez kilka godzin.
Rano budziłem się zmięty, a poprzedni dzień pamiętałem jak przez sen.
Zaczynałem skanować siebie. Niestety wciąż byłem “sobą”. Tym sobą, którym tak bardzo nie chciałem być, że przez jakiś czas z zegarkiem w ręku co dwa tygodnie zaliczałem pełny trip. Im bardziej próbowałem uciec od samego siebie, polegając na psychodelikach, tym bardziej czułem, że utknąłem.
Abstrahując od skuteczności (a raczej jej braku) uciekania przed czymś, co jest w nas to lata bezowocnego tripowania nauczyły mnie, że im bardziej oddaję sprawczość w ręce psychodelików, tym mniejsza szansa na jakikolwiek efekt.
Po czym poznać, że nieświadomie oddajesz kontrolę nad swoim życiem czemuś zewnętrznemu?
Poczucie, że “nie mogę się doczekać”, odkładanie spraw na “po tripie”, myśli typu “już niedługo wszystko się zmieni”, fantazjowanie o tym jak to będzie “PO”. Pewnie Cię rozczaruję, ale będzie dokładnie tak samo. Nawet po najlepszym tripie, jeśli nic z tymi wnioskami nie robiłem, “haj” mijał po kilku tygodniach, a ja wracałem do stanu wyjściowego.
Przełom
Przełomem okazał się moment gdzie przed tripem długo się przygotowywałem pracując już w procesie “terapeutycznym” nad pewnymi schematami. Doświadczenie psychodeliczne wykorzystałem jako narzędzie do przyjrzenia się sobie z innej perspektywy.
Pomogło mi to również na głebszym poziomie zrozumieć zmianę, jaka we mnie zachodziła. Zapisałem tak dużo jak się dało i poszczególne wniosku zmieniłem na konkretne rzeczy do wprowadzenia za które wziąłem się OD RAZU i pracowałem nad nimi bez przerwy. Robię to do dziś, a jednym z efektów ubocznych jest cała moja działalność związana z tym blogiem.
Według mnie kluczem do tego, aby z tripu wynieść jak najwięcej, jest dojście do momentu, jeszcze w trakcie przygotowań gdzie zasadniczo bez znaczenia będzie czy ten trip się odbędzie i jak on będzie wyglądał.
Jest to moment kiedy mam już proces, akceptuje przeszkody, które na mnie będą czekać i po prostu dzień po dniu posuwam się do przodu w kierunku życia, które będzie spójne ze mną. Trip może pomoże, może nie pomoże, ale nie ma to większego znaczenia, bo ja wiem co mam do zrobienia.
Właśnie ten wewnętrzny luz otwiera w pełni umysł na doświadczenie psychodeliczne i pozwala czerpać z niego garściami.

Pamiętam sesje z klientem gdzie rozmawialiśmy o jego zbliżającym się doświadczeniu psychodelicznym
Już po kilku zdaniach powiedziałem coś w stylu “Z takim podejściem, o bad tripa nie musisz się w ogóle martwić”
Po czym to poznałem?
Kiedy zapytałem się go, jak myśli jak poradzi sobie z bad tripem na kompletnym luzie odpowiedział “Nawet jeśli wystąpi to wiem, że wyciągnę z niego coś dobrego”
Z Bad Tripem jest jak z negatywnymi emocjami.
Im bardziej się go boisz, próbujesz wyprzeć ze świadomości, że wystąpi lub szykujesz jakieś rytuały, które mają Cię przed nim uchronić… tym większa szanse, że on się pojawi. A jeśli dopadnie Cię wtedy kiedy będziesz się go obawiał to lepiej, żebyś był albo w bezpiecznym miejscu, albo w pobliżu osoby, która się Tobą zaopiekuje.
Odpowiednie podejście do bad tripa
Jednak jeśli zaakceptujesz fakt, że go doświadczysz, a kiedy już przyjdzie otworzysz się na niego, to możliwe, że nie dość, że nic Ci nie zrobi to w dłuższej perspektywie uznasz to za jedną z najwartościowszych chwil swojego życia.
Lubię w takim momencie przywołać badanie gdzie porównano dwie grupy osób. Ludzi z obu grup łączyło jedno wszyscy przeżyli coś, co nazwali “bad tripa”. Jedni uznali to za jedno z najważniejszych doświadczeń w ich życiu, które trwało zmieniło je na lepsze, a drudzy uznali to wydarzenie jako przyczynę pogorszenia ich życia.
Różniło ich coś jeszcze. Ci pierwsi po tym jak nadali sens temu doświadczeniu zaczęli czerpać z niego garściami za ci drudzy pogrążali się w coraz większej depresji i smutku. Bez względu na to czy bad trip sie pojawi czy nie, to dzięki dobrze przeprowadzonej integracji masz niemal pewność, że uda ci się przekuć go w coś pozytywnego.
W taki sam sposób jak bad tripa, traktuję wszystkie wewnętrzne przeszkody, jakie mogą pojawić się na mojej drodze.
Zwątpienie, strach, poczucie beznadziei, samotność, wypalenie. Każde z tych uczuć wiem, że się pojawi. Wręcz ich oczekuję. A kiedy już się pojawiają uczę się je zauważać, poczuć je takimi, jakimi naprawdę są (a nie jakimi chciałby mój umysł żeby były), po czym zachować się w ich obliczu jak osoba, którą chcę się stać.
Po czasie okazuje się, że to właśnie te najtrudniejsze momenty w moim życiu były tymi najważniejszymi.
Co ciekawe okazało się jest to zgodne z założeniami terapii ACT, wynikami badań nad przebiegiem terapii psychodelicznej ale również moim wcześniejszym osobistym doświadczeniem, od którego przez długi czas uciekałem.
Psychodeliczny stan umysłu jest chwilowy. Pozwól mu odejść

Jest rano. Czuję się świeży i wyspany jak dziecko.
Na myśl o czekającym mnie dniu przepełnia mnie błogość podszyta lekkim podekscytowaniem. Wiem co mam do zrobienia, ale przede wszystkim wiem, że co by się nie działo to to zrobię.
Najpiękniejsze jest jednak to, że kompletnie nie mam ochoty robić rzeczy, które wiem, że mi nie służą. Wszystko wydaje się takie proste.
Czuję, że dziś rodzę się na nowo.
Szkoda, że na nowo zdarzało mi się “rodzić” co kilka tygodni tylko po to, żeby czasem już po kilku dniach wrócić do punktu wyjścia.
Schemat wyglądał zawsze tak samo.
Każdy trip to była intensywna podróż w głąb samego siebie. Za każdym razem wyciągałem tonę przemyśleń i wniosków. Potrafiłem cofnąć się naprawdę daleko, aby zrozumieć pewne swoje zachowania.
Spojrzenie z lotu ptaka na swoją obecną sytuację dawało zawsze niesamowicie świeże spojrzenie. Kiedy trip się kończył ja z poczuciem jasności kładłem się spać.
Z tym samym poczuciem jasności budziłem się rano. Całe wczorajsze doświadczenie było na tyle świeże, że ciągle byłem pod jego wpływem.
Doskonale wszystko pamiętałem i doskonale wiedziałem, od czego powinienem zacząć naprawianie swojego życia.
Chwilo trwaj!
Niestety po kilku dniach “magia” powoli zaczynała znikać. Wspomnienie doświadczenia stawało się coraz bardziej wyblakłe, a mi coraz trudniej było przypomnieć sobie, do jakich wniosków doszedłem. Starałem się jakoś to “odtworzyć” ale im bardziej próbowałem tym coraz mniej pewnie się czułem.
Ostatecznie wracałem do punktu wyjścia i dochodziłem do wniosku, że widocznie jeszcze raz muszę powtórzyć tripa.
Błędne koło.
Rozwiązaniem okazało się przekierowanie uwagi z tego co czuję podczas tripa (tym bardziej, że tripy zaczęły być coraz bardziej podobne do siebie) na zadawanie sobie konkretnych pytań i zapisywania odpowiedzi, jakie się pojawią w tak bardzo konkretnej formie jak to tylko możliwe.
Następnie kolejnego dnia jeszcze bardziej sprowadzam doświadczenie na ziemię za pomocą Getting Things Done (czy można być bardziej przyziemnym? :)), jednocześnie pozwalając odczuwać sobie tęsknote za “magicznym” stanem, który powoli zaczyna mnie opuszczać.
Już wiem, że im mniej zależy mi, aby czuć się w jakiś szczególny sposób tym… częściej mogę cieszyć się tym stanem.
Zintegruj jedno doświadczenie, zanim weźmiesz się za drugie

Podobno od psychodelików nie można się uzależnić
To prawda.
Po pierwsze tolerancja. Jeśli chcesz cieszyć się efektami pełnych dawek musisz pomiędzy tripami odczekać około dwóch tygodni. Po drugie intensywność samego doświadczenia często jest tak duża, że na jakiś nie ma ochoty się do tego wracać.
Przynajmniej tak to działa u normalnych ludzi
Był okres, trwający kilka miesięcy gdzie z zegarkiem w ręku, dosłownie co dwa tygodnie przeżywałem kolejnego “oczyszczającego” tripa.
Po co? Bo czułem, że jestem już o “krok” od zrozumienia siebie, co miało dać mi pewność przed podjęciem pewnych działań.
Pod wpływem psychodeliku wszystko zaczyna być proste, jasne i klarowne. Kiedy odłączymy się na chwile od swojego ego i znika cały “emocjonalny szum” rzeczywistość okazuje się bardzo prosta w obsłudze.
Opórcz tego dzięki zupełnie innej perspektywie za każdym razem, zauważałem coś nowego, co mógłbym wykorzystać “na codzień”.
Jednak kiedy wracałem na ziemię, nie potrafiłem się do tego zebrać. Więc wrzucałem znowu, żeby zrozumieć czemu “nie potrafię”
Wpadłem w swoje psychodeliczne błędne koło. Swoją drogą, czy sam nie doświadczałeś czegoś takiego? Im więcej się uczysz, im więcej poznajesz, tym masz poczucie, że wiesz coraz mniej i zanim ruszysz do przodu musisz dowiedzieć się jeszcze “tylko tej jednej rzeczy”. Czas leci, okazje przepadają, a uczucie niepewności stale się pogłębia.
Coraz trudniej było mi zignorować fakt, że jest coś nie tak.
Czułem, że coraz bardziej odklejam się od rzeczywistości, tracę grunt pod nogami. Goniąc własny ogon, byłem coraz bardziej pogubiony.
Mój uśpiony instynkt samozachowawczy jednak w końcu obudził się z letargu. Pod koniec tego psychodelicznego maratonu w końcu coś do mnie doszło.
Czysta soczewka
To co widze na tripie to “rzeczywistość taka, jaka jest naprawdę”. Tak wygląda swiat kiedy znika moje ego. Nie ma znaczeń, nie ma interpretacji, moja uwaga nie skupia się na desperackiej próbie regulacji emocji. Emocje po prostu płyną, a kiedy im na to pozwalam zamiast się z nimi identyfikować nagle zaczynam widzieć o wiele szerszy obraz.
Jeśli chcę, mieć D muszę najpierw zrobić A->B->C. To, że jutro wróci gadający umysł i przez szum znowu wszystko będzie skomplikowane, nie ma żadnego znaczenia. Reguły pozostają ciągle te same.
Wtedy też zrozumiałem, że “niepewność” jaką odczuwałem była właśnie częścią tego szumu, który wszystko komplikuje. Tak samo jak brak wiary w siebie, brak motywacji, zniechęcenie i porównywanie się do innych. Postanowiłem, że pozwolę sobie czuć wszystko co do tej pory mnie ograniczało, jednocześnie zachowując się tak jakby wszystko było proste.
Kilka lat później nie dość, że powoli układam swoje życie tak jak kiedyś chciałem to okazało się, że istnieje system terapeutyczny całkowicie spójny z tym co wtedy zrozumiałem.
Ciekawostka jest taka, że w ostatnim roku odbyłem najmniejszą ilość tripów od ponad 10 lat. Przez dekadę odebrałem tyle połączeń, że obecnie nie czuję tak częstej potrzeby, aby ponownie sięgać po słuchawkę.
Psychodeliki nie są drogą na skróty

“Kiedy już otrzymasz wiadomość, odłóż słuchawkę. Prostym jest, że substancje psychoaktywne odgrywają rolę instrumentu, jak mikroskop, teleskop czy telefon. Biolog nie siedzi nieskończenie z okiem przyklejonym do mikroskopu, lecz patrzy chwilowo przez okular, by następnie pracować nad tym, co zobaczył.”
Są to legendarne już słowa Alana Wattsa, brytyjskiego filozofa, który od kuchni widział co działo się w Stanach w latach 60
Ostatnio czytając instrukcję dla terapeutów prowadzących sesje psychodeliczne na Uniwersytecie w Yale moją uwagę zwrócił jeden fragment.
Dotyczył on różnic między terapią psychodeliczną, a klasyczną farmakologią. Szczególnie jej patologiczną odmianą jakiej każdy może z nas doświadczyć już podczas pierwszej wizyty u psychiatry.
“Masz problemy ze snem? Odczuwasz niepokój? Jesteś ciągle poddenerwowany? Takie mamy czasy. Zresztą Twój mózg źle pracuje, a na to nie masz wpływu. Masz tutaj tabletkę, która powinna rozwiązać Twoje problemy. Po prostu bierz ją codziennie i pozwól jej działać, a wszystko będzie dobrze.”

Zazwyczaj jest dobrze.
Przynajmniej do czasu.
Pomijając wszelkie skutki uboczne takie podejście uczy klienta, że jego zdrowie jest zależne od czynnika zewnętrznego. Przyjmij bierną postawę i rób co Ci mówię.
Psychodeliki są tego całkowitym przeciwieństwem. Bez Twojej pracy własnej, która ostatecznie jest WAŻNIEJSZA niż sam psychodelik w najlepszym razie zyskasz wspomnienie, że doświadczyłeś czegoś niesamowitego. Jednak samo wspomnienie nie wystarczy żeby Cię wyleczyć.
Niestety wiele osób, które miało styczność ze “standardowym” podejściem i postanawia spróbować psychodelików myśli, że działają one jak inne leki tylko mocniej.
Myślę, że dość szybko się rozczarują.
Psychodeliki są genialnym narzędziem wspomagającym terapię czy też samorozwój.
Nie są jednak drogą na skróty.
Prawdopodobnie będzie trudniej niż ci się wydaje

Ta lekcja wynika niejako z poprzednich
Kiedy rano budzisz się po fantastycznym tripie, być może wciąż czujesz, że możesz wszystko.
Przez okno widzisz słoneczny poranek, a do domu wpada świeże orzeźwiające powietrze. Czujesz błogość.
Spokojnie parzysz kawę oraz włączasz muzykę, aby ponownie przeżyć namiastkę tego co wczoraj.
Zamykasz oczy i ponownie pozwalasz sobie obserwować myśli i uczucia jednocześnie nie angażując się w nie.
Jakie wszystko jest teraz proste
Zbliża się jednak wieczór, a Ty zaczynasz odczuwać lekki niepokój.
Jutro wracasz do siebie i kilku spraw do załatwienia.
Niby masz już jasność co powinieneś zrobić, ale… na myśl o tym czujesz ucisk w dołku.
To chyba zły znak.
Wiesz, że jak tylko to ruszysz to pociągnie za sobą kilka kolejnych niewygodnych decyzji, na myśl o których poczucie spokoju i błogości ulatuje całkowicie.
To już na pewno zły znak. To nie tak miało wyglądać. Nie tak powinienem się czuć. Coś poszło nie tak.
“Muszę chyba dać sobie jeszcze trochę czasu”
Wracasz i okazuje się, że świat nie czeka na nowego Ciebie z otwartymi ramionami.
Ludzie traktują Cię jak wcześniej, masz te same obowiązki i te same problemy.
Odwlekasz podjęcie konkretnych działań. Mijają tygodnie, a Ty powoli wracasz na stare tory.
Wspomnienie tripa coraz bardziej zaczyna przypominać przyjemny sen.
A może naprawdę Ci się to przyśniło?
Pierwszy krok
Brzmi znajomo? Dla mnie tak.
Uważam, że zależnie od intencji, po tripie PIERWSZĄ namacalną zmianę należy wprowadzić od razu. Najlepiej pierwszego bądź drugiego dnia po. Może być to nawet symboliczne spisanie trip raportu i zapisanie lekcji, jakie wyciągnąłeś z tego doświadczenia.
Chodzi o przeniesienie tego czego się nauczyłeś do świata rzeczywistego, tak aby poczuć, że to wszystko co przeżyłeś to nie był tylko sen.
Każdy kolejny dzień zwłoki będzie oddalał Cię od pozytywnego zintegrowania doświadczenia. Do momentu aż całkowicie się ono rozmyje, a Ty wrócisz do punktu wyjścia.
Bo wbrew temu co może mówić Ci chwilowy zastrzyk motywacji, zmiana siebie i swojej rzeczywistości to często samotna podróż wbrew całemu światu, który będzie chciał, abyś pozostał starą wersją siebie.
Im później zaczniesz, tym będzie Ci trudniej pozostać konsekwentnym.
Uważaj na “afterglow”

“Po co mi plan? Przecież wiem co mam robić. Już rozumiem wszystko. Nawet jeśli pojawią się jakieś trudności to wiem jak sobie z nimi poradzić. Jestem absolutnie przekonany, że w końcu wszystkie klocki poukładały mi się w głowie.”
Mniej więcej tak to wygląda na początku.
Czasem wyzwalaczem tego entuzjazmu jest zmieniająca się data w kalendarzu. Czasem jakieś wyjątkowo trudne wydarzenie z którego jakimś cudem udało się znowu wyjść obronną ręką. A czasem niezbędny okazuje się wywracający wszystko do góry nogami trip psychodeliczny.
W przypadku psychodelików ten entuzjazm ma nawet swoją nazwę.
“Afterglow”.
Czym jest afteglow?
Ludzie mający doświadczenie z innymi substancjami są w szoku, że nie dość, że “dzień po” nie mają kaca to czują się… lepiej.
Co prawda lekko zmęczeni, ale za to spokojniejsi, z większą jasnością umysłu i ogromną chęcią do działania, szczególnie że w końcu jasno wiedzą czego chcą.
Jest to o tyle złudne, że stan afterglow potrafi trwać nawet kilka dni, a samo wrażenie po tym czego doświadczyło się na tripie potrafi maskować brak jakichkolwiek realnych zmian nawet przez wiele miesięcy.
Jednak jak każdy stan emocjonalny, w końcu i ten zaczyna słabnąć. A do nas zaczyna dochodzić, że niewiele się realnie zmieniło. Zaczynają wracać stare demony, a do nich dołącza kolejny, czyli chęć ponownego wzięcia psychodeliku.
Jeszcze jeden trip się nie zintegrował, a Ty chcesz kolejny.
W efekcie kolejne stany “afterglow” są coraz krótsze, a mętlik w głowie z nakładania na siebie kolejnych doświadczeń jest coraz większy. Stopniowo stajesz się pogubiony bardziej niż na początku
W takim momencie kluczowa może być mapa, czyli proces.
Po co?
Po to, abyś mógł pozwolić sobie zaakceptować wszystko Ci się w końcu Tobie pojawi (strach, wątpliwości, lęk, chwilowe nawroty dawnych zaburzeń i nawyków) po każdym, nawet najgłębszym tripie.
Jednocześnie pozwoli Ci w obliczu tych wszystkich przeszkód cały czas posuwać się w kierunku życia, jakie chcesz prowadzić.
I na końcu, kiedy wiesz, że psychodelik NIE MUSI w Tobie nic zmieniać, wglądy i efekty, jakie zaczniesz dzięki nim uzyskiwać wejdą na kompletnie inny poziom.
Zintegrowałem doświadczenie psychodeliczne. To już?

W końcu jest. Widzę swój cel na horyzoncie.
Kosztowało mnie to wiele wysiłku i wyrzeczeń, ale już zaraz tam będę.
Czuję narastającą ekscytację, zaczyna ogarniać mnie tak długo wyczekiwane poczucie spełnienia. Coś, co jeszcze kilka lat temu było całkowicie poza zasięgiem w końcu staje się rzeczywistością.
Czegoś jednak brakuje. Nie grają fanfary. Ludzie nie biją brawo. W zasadzie wszyscy zajęci są swoimi sprawami. To jednak nie jest najgorsze
Patrząc za siebie czuję co prawda ogromną satysfakcję jednak patrząc przed siebie ciągle widzę znaną mgłę.
Tę samą, którą widziałem kiedy wiele lat temu podjąłem decyzję, aby w całości zintegrować swoje doświadczenie. Mgła ta to wątpliwości, strach, niepewność co przyniesie przyszłość.
Myślałem, że kiedy osiągnę swój cel to ona zniknie. Wszystko będzie jasne, a życie stanie się sielanką.
Gra jednak toczy się dalej. Problemy nie zniknęły, są tylko innego kalibru.
Dalej pojawiają się górki i dołki, po prostu to, co kiedyś było sufitem teraz jest podłogą. Ciągle kiedy już niemal wszystko zaczyna “iść po mojej myśli” pojawia się coś, co psuje ten “idealny porządek”. Jednak teraz już mnie to nie powstrzymuje.
Wbrew temu co sobie wyobrażałem, nie mam zamiaru osiąść na laurach. Tak rozsmakowałem się w kreowaniu własnego życia, że mam ochotę na więcej. Tym bardziej że w momencie kiedy zrozumiałem reguły gry, w końcu nauczyłem się tym procesem bawić.
Udało mi się doprowadzić tę rzecz do końca jednak to nie jest koniec. Zyskałem nową perspektywę, poszerzyłem horyzonty i z tego miejsca widzę kolejne możliwości.
Czas na nową decyzję i rozpoczęcie całego procesu od nowa
To właśnie moment kiedy z czystym sumieniem wiem, że mogę wejść w nowe doświadczenie psychodeliczne z czystą intencją i ciekawością jednak bez żadnych oczekiwań.
Zakończyłem jeden cykl i mogę (ale nie muszę) rozpocząć kolejny.
Jakie Ty patrzysz na swoje doświadczenie z psychodelikami z perspektywy czasu? Jest coś co zrobiłbyś inaczej? Może chciałbyś się tym podzielić z innymi?
Świetny artykuł, znalazłem kilka wartościowych wskazówek dla swojego rozwoju. Dzięki
Bardzo się cieszę. Powodzenia 🙂